Komentarze: 7
Jush kilka razy bliskie mi osoby, pisały tu, że nie tracą nadziei na to, że napiszę kiedyś jakiś optymistyczny wiersz...
Ostatnio przeglądając swój dziennik z moimi wierszami na ostatniej stronie znalazłam jeden wiersz, pisany ołówkiem. Zupełnie o nim zapomniałam. Napisałam go jakoś na tych wakacjach w okresie kiedy moi przyjaciele wyciągnęli mnie z doła, który gnębił mnie przez 2 lata. Oto ten wiersz:
....W końcu czuję się wolna....
..to miłe uczucie....
pierwszy raz od dawna
patrzę w lustro i widzę siebie
taką jaką jestem
-nie ma już tej pętli na szyi
Zniknęły te nocne postacie
Zniknęły te osoby które widziałam
Gdy gasiłam światło i zamykałam oczy
...to miłe uczucie...
....W końcu czuję się wolna....
Teraz niestety nie oddaje on moich teraźniejszych uczuć. Wpadłam w nieznany mi dotychczas wir obojętności. Wiem, że tak jush ma być zawsze: poranek, gdy nie chce się wstawać, zmierzch, kiedy nie chce się jeszcze umierać, wieczór pełen obaw, nie kończące się noce sennych udręk. Niekiedy mam wrażenie, że przegrałam swoją walkę o życie, chociaż żyję. Czasami wydaje mi się, że nie ma dla mnie ratunku, bo pozostało mi tylko poczucie bezsensu trwania wśród żywych. I wielki ból przez to wszystko. Teraz będzie bolało mnie nieustannie.
Cholera, teraz czytając to wszystko zastanawiam się, czy ktoś nie uzna mnie za wariatki,
ale taka jush jestem...